wtorek, 6 marca 2012

#1 "To są ci chłopcy, których plakaty wiszą nad twoim łóżkiem?"

Kiedy Niall się wreszcie najadł zaprowadziłyśmy chłopaków do mnie do domu. Mama na pewno będzie
gotowała więc będziemy mieli drugą kolację. Było trochę dziwne, że szłam koło 5 chłopaków, których
ubóstwiam i nie czułam się ani trochę skrępowana. To pewnie przez wygłupy Lou, Harry'ego i Nialla. Kiedy
przyszliśmy do domu mama rzeczywiście gotowała. Rosół. Bleeee. Zawsze przesadza z tłuszczem i gotuje go
na 7 kurczakach. Zwykle jem sam makaron. Tylko dzisiaj zrobiła z kluskami.
-Mamo! przyprowadziłam gości-zawołałam od progu.
Mama wychyliła głowę z kuchni i rzuciła okiem na chłopaków.
-To są ci chłopcy, których plakaty wiszą nad twoim łóżkiem?-spytała.
Tak, właśnie ci. Rozwalił im się bus i nie mają gdzie spać.
-To oprowadźcie ich po domu i pokażcie pokoje.
-Chodźcie-rzekłam i kiwnęłam ręką na chłopaków i dziewczyny.
Pokazałam im pokoje i pozwoliłam żeby wypróbowali, które łóżka im najbardziej pasują. Lou i zayn niedługo
się pobili, bo spodobało im się to samo łóżko. Ale powiedziałam im, że w drugim pokoju jest takie samo.
Sonia i Alicja poszły do mnie do pokoju, bo postanowiły, że będą u mnie spać, więc poszły szykować mój
pokój na rozłożenie dwóch tapczanów. W moim pokoju był jak zwykle syf, więc musiały go porządnie
odgruzować zanim rozłożyły tapczany. Powiedziałam:
-Zaprowadzić was do łazienki albo do kuchni?
-Ta kuchnia mnie jakoś dziwnie przyciąga...-powiedział Niall.
-Nie dalej jak pół godziny temu jadłeś pizzę-zauważył Hazza.
-Mama pewnie ugotowała 18 garnków rosołu, więc na pewno się najesz-powiedziałam.
-Tak sądzisz?-spytał Lou.
-Nie widziałeś jeszcze rosołu mojej mamy.
Poprosiłam mamę żeby uszykowała im jedzenie, a ja poszłam po dziewczyny. Zeszły do kuchni i
wytłumaczyły mojej mamie żeby lepiej nie dawała Liamowi łyżki do rosołu. nie za bardzo wiedziała o co
chodzi, ale w końcu wyciągnęła słomki i dała Liamowi. Ja poszłam poszukać taty. Siedział u siebie w pokoju i
czytał gazetę.
-Tatoooo...
-Nie mam pieniędzy-odparł nie podnosząc nawet wzroku.
-Nie o to się rozchodzi-odparłamNie znasz może jakiegoś mechanika, albo kogoś kto zajmuje się
naprawianiem busów?
-No znam. Mój kolega się tym zajmuje. A po co ci ktoś taki?
No bo spotkałam dzisiaj chłopaków, którzy zatrzymali się u nas dzisiaj, bo rozwalił im się bus. A załatwisz
żeby przyjechał i naprawił ten bus? A tak w ogóle to jeszcze się akumulator rozładował, a to chyba mógłbyś
sam załatwić, prawda?
-No tak. Zaraz mnie zaprowadzisz do tego busa i spróbujemy go przetransportować.
-Dzięki... Zaraz po ciebie przyjdę.
Poszłam do kuchni gdzie Niall, Harry, Louis i Liam jedli rosół, a Zayn kurczaka. Sonia i Alicja po prostu
gapiły się na nich i nawet nie próbowały tego ukryć.
-Tata postara się naładować akumulator i załatwi mechanika-powiedziałam.
-Bardzo smaczny kurczak-wymamrotał Zayn.
-Co on powiedział?-spytałą mama, która z angielskim ma tyle wspólnego co ja z porządkiem.
-Powiedział, że mu smakuje kurczak-odparłam.
-Aha. To miłe. Powiedz, że cieszę się, że mu smakuje.
-Zayn, mama cieszy się, że ci smakuje-powiedziałam.
Zaczął się śmiać. Zresztą nie tylko on. Dziewczyny i reszta chłopaków, a w szczególności Niall również.
-Z czego się śmiejecie?-spytałam.
-Z ciebie-odparła Alicja-Jesteś słownikiem. Coś jak googletłumacz.
-Pfff... Jakby tu przyjechał przystojny rosjanin to mama by robiła za tłumacza.
-Skąd ty wytrzaśniesz tego przystojnego rosjanina?-zdziwiła się Sonia.
-Z tego samego miejsca, z którego wytrzasnęłyśmy ich-odparłam.
-Spod kościoła?-zdziwił się Zayn.
-Jeju... To była taka przenośnia-powiedziałam.
Tata w końcu zszedł na dół.
-No to gdzie ten bus?-spytał.
-Gdzie stoi ten wasz bus?-spytałam chłopaków.
-Chyba będziemy musieli z wami tam pójść, bo niestety nazwa ulicy nie jest nam znana-powiedział Liam.
-Dobrze. Nie wiem, czy pójdziecie wszyscy, czy kogoś oddelegujecie...
-Ja pójdę-odparł Zayn.
Kiwnęłam głową na tatę i powiedziałam:
-Zayn nas zaprowadzi.
***
Tata zostawił nas przy busie i poszedł po holownik swojego kolegi. Stałam oparta o bus wpatrując się w
brzuch Zayna. W końcu stało się to czego spodziewałam się od samego początku-zapadła krępująca cisza.
Kiedyś myślałam, że jak go spotkam to wypytam go o wszystko co mnie ciekawi, porobię sobie z nim zdjęcia
i szczęśliwie podzielę się tym na facebooku i twitterze. A teraz nie byłam w stanie nic powiedzieć. Na
szczęście Zayn postanowił rozluźnić sytuację i powiedział:
-Ładna ta wasza... Miejscowość.
-Wieś-poprawiłam-Zwykła dziura. Jeden sklep i stacja benzynowa. Aż dziw, że mamy tutaj szkołę. Tylko jest
blisko jeziora to wszyscy tu przyjeżdżają, bo nigdzie indziej nie ma miejsc noclegowych.
-Nie lubię jezior-odparł Zayn-Za dużo w nich wody.
-Szczególnie kiedy jesteś jesynym człowiekiem w całej okolicy, który nine umie pływać-powiedziałam.
-Nie umiesz pływać?-spytał.
-Nie. Jako jedyna w rodzinie i w ogóle w okolicy. Kiedyś rozmawiałam z jednym przyjednym to zareagował
mniej więcej tak:"Mieszkasz dwie minuty od jeziora i nie umiesz pływać? O kurde!".
-To teraz nie jesteś jedyna. Też nie umiem pływać. I w dodatku boję się wody-powiedział Zayn.
-Nareszcie jakaś bratnia dusza-zaśmiałam się.
-Czego jeszcze się boisz?
-Oj trochę tego będzie... Ciemności, potworów spod łóżka, horrorów, klaunów. Ale najbardziej boję się
pająków. Mają zdecydowanie za dużo nóg i oczu.
-Miałem kiedyś pająka. Ale uciekł-odparł Zayn.
-Uciekł? O rany. A duży był?
-Pokaż dłoń-powiedział.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Chwycił ją i przyglądał się chwilę.
-Trochę większy od twojej ręki-powiedział.
-O Boże... Gigant!
-Wcale nie-zaśmiał się-Masz bardzo rękę, a on był tylko trochę większy.
-I tak był za duży. Wszystkie pająki mogłyby zniknąć i nawet nie tęskniłabym jakiś specjalnie.
-Na razie to zniknął twój tata. Jak daleko mieszka ten jego kolega?
-Niedaleko. Piętnaście minut drogi stąd-odparłam.
-Raczej nie możliwe żeby się zgubił, prawda?-spytał Zayn.
-Pewnie się zagadał albo nie mogą znaleźć kluczyków-powiedziałam.
W końcu jakieś auto zaczęło się zbliżać w naszą stronę. Zayn spytał:
-Czy to on?
-Chyba tak.
To był tata. Zaparkował i wyszedł. Obrzucił nas dziwnym spojrzeniem. Spojrzeliśmy po sobie i wtedy
zrozumiałam czemu. Zayn cały czas trzymał mnie za rękę. Wyrwałam ją i spytałam taty:
-Czemu cię tak długo nie było?
-Kluczyki się gdzieś zapodziały.
-Mówiłam, że kluczyki się na pewno zapodziały-powiedziałam Zaynowi.
Roześmiał się. Tata spytał:
-Wiesz co się stało z kierowcą?
-Nie. Poczekaj chwilę, spytam się Zayna.
Powoli zaczynało mnie wkurzać to tłumaczenie wszystkiego. chyba zapiszę rozdziców na kurs angielskiego.
-Zayn, tata się pyta co się stało z kierowcą.
-Powiedział, że ma tutaj rodzinę i poszuka pomocy.
-A nie wiesz może jak się nazywa?-zapytałam.
-And... Ands...
-Andrzejewski?
-O właśnie!-zgodził się Zayn.
-Tato, Zayn nie wie gdzie jest kierowca, ale mówi, że nazywa się Andrzejewski i ma tu rodzinę.
-Tu jest pełno Andrzejewskich. Ale chyba tylko jeden jest kierowcą. I ty dobrze wiesz, który. Wujek Łukasza-powiedział tata.
Łukasz to mój były. Tak mój tata o tym wie.
-Może.
-No nic. Nie będę mu zawracał głowy, spróbuję sobie poradzić sam, bo wy nie wyglądacie na chętnych.
Tato wziął się do pracy, a my przypatrywaliśmy się jego zmaganiom. Zayn spytał:
-Czy twojemu tacie nie trzeba pomóc?
-Powiedział, że sobie poradzi.
Po chwili ujżałam dwie postacie zbliżające się w naszą stronę. Ku mojej zgrozie, był to Łukasz z jego wujkiem. Łukasz zmierzył wzrokiem Zayna i uśmiechnął się ironicznie.
-Nowy znajomy?-spytał.
-A żebyś wiedział-odparłam.
Zayn patrzył się na mnie dziwnie, bo nic nie rozumiał, a widział, że jestem wściekła. Nie chciałam mu teraz nic tłumaczyć, więc machnęłam ręką i poszłam powiedzieć tacie, że znalazł się ktoś do pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz